10 lipca 2024

Projekt "Ławki dla dzieci" zakończony sukcesem

Kochani Przyjaciele Misji MSF,

w maju zwróciliśmy się z prośbą o pomoc w zakupie stołów i ławek do szkoły dla dzieci w Muli na Papui Nowej Gwinei. Jak wtedy mówił ks. Damian Szumski MSF: "Gdyby udało się kupić 30 kompletów (stół i dwa krzesła) to byłby CUD".

Chcemy przekazać wielkie Bóg zapłać, gdyż udało się zakupić 50 kompletów!

 

Ks. Damian tą drogą przesyła podziękowania

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Przesyłam gorące pozdrowienia ze szkoły im. błogosławionego Piotra Torota, szkoły 1-2 w Muli na Papui Nowej Gwinei.

Kochani brak słów. Rzeczywiście cuda się dzieją i dziękuję, że pomogliście nam być tym cudem, że przyczyniliście się do tego, że mogliśmy dzisiaj tak świętować. Prosiłem Prowincjalny Referat Misyjny o pomoc w zakupie ławek.

Moje oczekiwania zostały przekroczone. Bardzo dziękuję.

Niech te dzieci, które teraz siedzą w tych ławkach będą dla Was nagrodą, może któreś z nich będzie przyszłym premierem tego państwa? może będzie przyszłym biskupem? Niech ich radość, że mogą tutaj siedzieć i uczyć się w takich warunkach, będą dla Was podziękowaniem.

 

Jak wygląda edukacja na Papui Nowej Gwinei? Zachęcamy do przeczytania kilku wspomnień ks. Damiana

Pamiętam jak dziś… Damian, już 6.00. Wstawaj spóźnisz się na autobus… Mamo, tato - dzisiaj nie mam pierwszej lekcji…

Mama na zmianę z tatą robili kanapki, krzyżyk na czole, abym miał dobry dzień, wspólne robienie zakupów, tzw. wyprawki szkolnej. Radość łzy: zerówka, szkoła podstawowa, szkoła średnia, a potem studia w seminarium… Piękny czas, który wyrył się na stałe w moim sercu.

Ale żyję obecnie w Papui Nowej Gwinei, a nie w Polsce.

Papua Nowa Gwinea to jedno z nielicznych miejsc na ziemi, gdzie zachowały się jeszcze pierwotne społeczności, gdzie wciąż jeszcze żyją dzikie plemiona, z których część nie ma żadnego kontaktu ze współczesną cywilizacją.

To tutaj już od ponad 17 lat ten dziki, niebezpieczny, pełen przemocy, ale przede wszystkim piękny kraj oraz ludzie, których dano mi było tutaj spotkać, fascynują mnie każdego dnia na nowo. To miejsce, gdzie dla Europejczyka kończy się znany mu świat. Niestety także dla Papusów za sprawą gwałtownej globalizacji, świat jaki znają też się im kończy, to początek końca świata, ale także i koniec świata.

Wygodna ślepota, czy szczęśliwa niewiedza to nie jest sposób na życie. Nic nie widzę, nic nie wiem, to nie moja sprawa, nie moja rodzina, nie moja praca… Niestety dzisiaj wiele osób preferuje ten styl życia. Pan Bóg, kiedy czynił jakiś cud, zapraszał do czynnego współudziału, chciał i chce nadal, aby razem z nim wszystko przeżywać. To tutaj z Panem Bogiem jestem świadkiem codziennych cudów.

Dziękuję za CUD, którym była zbiórka, a potem kupno ławek szkolnych.

Papua, to młode państwo. Liczy ok. 8 milionów mieszkańców. Jest półtora razy większa od Polski. To druga co do wielkości wyspa na świecie.

Misja, w której posługuję, a od 1,5 roku posługujemy, ponieważ wraz ze mną jest mój współbrat ks. Filip Manikowski MSF, położona jest w południowych górach, liczy 14 wiosek położonych pomiędzy krętymi strumieniami. To tutaj, oprócz tego, że jesteśmy misjonarzami, to opiekujemy się także 2 szkołami podstawowymi im. Świętej Rodziny w Muli (ok. 600 uczniów wraz z 19 nauczycielami) oraz im. Świętej Trójcy w Yate (ok. 400 uczniów i 13 nauczycieli), 2 szkołami elementarnymi w Yate (80 dzieci i 5 nauczycieli) i im. błogosławionego Piotra Torota w Muli (ok. 300 dzieciaków i 7 nauczycieli) i przedszkolem im. Świętej Rodziny (70 dzieciaków i 3 nauczycieli). Oczywiście musimy także znaleźć czas na rozbudowywanie tych szkół oraz stacji bocznych. Czas dla ducha i czas dla ciała.

Szkoła to jedno z bogactw wioski. Papuasi wiedzieli i wiedzą, że są to drzwi do lepszego życia. Szkolnictwo na Papui jest nieobowiązkowe, w dodatku jeszcze w wielu miejscach płatne – nawet nauka w szkole podstawowej. W konsekwencji do szkoły chodzi tylko niewiele ponad 10% dzieci, analfabetyzm sięga 35%. Według poprzedniego premiera Papui edukacja podstawowa powinna być bezpłatna. Istniejące dotacje państwowe to kropla w morzu potrzeb w skorumpowanym systemie. Wobec tego odpowiedzialność za edukację, a zarazem ciężar finansowy, spadają na rodziców lub na cały klan, całą wioskę. Rodzina papuaska to średnio sześcioro członków plus dziadkowie. Niejednokrotnie pomimo tego, iż szkoła od niedawna powinna być bezpłatna, to rodzina decyduje o tym, ile dzieci pójdzie do szkoły - reszta pomaga w domowych pracach czy to na miejscu, czy to w ogrodzie. Po prostu nie stać ich na kupienie mundurka, potrzebnych przyborów szkolnych.

W naszej wiosce nie ma autobusów szkolnych, więc nikt na niego nie czeka. Często droga do szkoły nie należy do najprzyjemniejszych: upalne słońce rano, częste opady deszczu (szczególnie po południu) i „buszowe” drogi stają się niemałym wyzwaniem dla dzieci, zaczynając od 6-latka i kończąc na 18-latku. Szkoły, którymi opiekuje się misja, należą do tzw. wyższej klasy, więc często niejedno dziecko musi wyjść z domu o 6.00, aby dojść na 8.00 na apel i potem o 15.30 powrót do domu, więc nie ma czasu na studiowanie.

Dlatego, kiedy wybuchają walki plemienne, które są tutaj bardzo częste (powodem jest kobieta, ziemia i świnia) to zawsze celem jest szkoła, szpital lub misja, aby w ten sposób ukarać to plemię.

Pamiętam dzień, kiedy powiedziałem swoim parafianom, że otrzymaliśmy pomoc od moich przyjaciół, rodziny, a także od Przyjaciół Referatu Misyjnego Misjonarzy Świętej Rodziny i możemy wybudować przedszkole. Jeden z liderów wioski zapytał: „Pater, a co to jest przedszkole, bo u nas nie ma takiego czegoś.” Co było powodem, aby wybudować przedszkole? Pamiętam, kiedy wracając czy to po trzydniowym patrolu w buszu, czy po Mszy świętej ze stacji bocznej, miałem w pamięci dzieciaki i to w jaki sposób spędzają swoje dzieciństwo. Do zabawy wystarczyły im zwykle kamyki, kawałek liany do skakania, ktoś znalazł patyk, ktoś inny małą plastikową butelkę - to były ich zabawy i zabawki. Nie potrzebowali oczywiście przedszkola do tego, aby być szczęśliwymi, ale myślę i mam tę świadomość, że są ogromnie wdzięczni za to, że ono powstało i funkcjonuje już od 5 lat. Było to pierwsze przedszkole w województwie. Jeszcze dzisiaj śmieję się, gdy przypominam sobie jakie były początki, kiedy to dzieciaki bały się i nie chciały przychodzić. A dzisiaj niejednokrotnie trzeba je siłą wyganiać. Pamiętam, gdy po małym kursie jak bawić się zabawkami, nauczycielki (kobiety, które ukończyły 3 klasę szkoły podstawowej) instruowały dzieci co to są zabawki i jak się nimi bawić. Zupełnie inne to zabawki niż te dotychczas im znane kamienie, patyki czy butelki. Dziś do przedszkola uczęszcza ponad 70 dzieci. Opiekuje się nimi 5 nauczycielek i nauczycieli, którzy za swoją pracę niestety nie otrzymują żadnej wypłaty, ponieważ misji na to nie stać. Przedszkole utrzymuje się z dobrowolnych ofiar Przyjaciół - za co jestem im ogromnie wdzięczny i w każdą pierwszą sobotę miesiąca modlimy się za nich podczas Mszy Świętej.

Były sytuacje, kiedy mieliśmy problem, aby wybrać jedną osobę na rekolekcje, bo… „proszę księdza, ja nie potrafię pisać ani czytać…” Analfabetyzm to duży problem na Papui Nowej Gwinei. Ludzie starsi wstydzą się tego, a z drugiej strony już nie widzą sensu uczenia się pisania lub czytania. Jakiś czas temu, jeden z katechetów chciał uczyć się w szkole katechetycznej w diecezji. Warunkiem było to, że powinien umieć czytać i pisać. Steven miał więc 4 miesiące i przez ten czas, kiedy jego rówieśnicy (50 mężczyzn) szli do buszu lub spotykali się na markecie, on siadał ze swoim 10-letnim synem, który uczył go tego czego sam nauczył się danego dnia w szkole na misji. Jaka była radość, kiedy siostra zakonna dyrektorka szkoły katechetycznej przysłała list, iż Steven dostał się do niej i będzie mógł otrzymać profesjonalny certyfikat katechetyczny.

Pamiętam też Weronikę, animatorkę Legionu Maryi. Jako jedyna w wiosce w swoim wieku potrafiła czytać i pisać. Jako młoda dziewczyna uczyła się w szkole na misji prowadzonej przez misjonarzy. Nie były to czasy generatorów, fotowoltaiki ani elektrowni energetycznych. Uczyła się czytać i pisać przy ognisku. Szybko oczy „odmówiły posłuszeństwa”. Pamiętam jej radość, kiedy od mojej okulistki z Polski otrzymałem okulary, które pasowały do jej wady wzroku i kiedy po dłuższym okresie niedowidzenia mogła znowu poczytać swoim wnukom i innym dzieciom w wiosce.

Szkoła to drzwi. Dla Papuasa drzwi, to element od bardzo niedawna znany w jego życiu. Ponieważ dom Haus mana nie miał drzwi, więc nie ma co się dziwić, że dopiero teraz doceniają co to jest szkoła, co to jest edukacja i niejeden raz w gazecie można przeczytać, iż ojciec wraz z synem lub matka z córką ukończyli razem uniwersytet.

Kochani, prosimy Was o pamięć i modlitwę za nas misjonarzy, aby wystarczyło nam sił i zdrowia, abyśmy sami stawali się „otwartymi drzwiami” dla tych, których Pan Bóg postawił na naszej drodze misyjnej.

ks. Damian Szumski MSF i ks. Filip Manikowski MSF

 

Poniżej prezentujemy zdjęcia jak 3 miesiące temu wyglądała klasa i jak wygląda dzisiaj. Konieczny był remont klas. Wprowadzenie ławek do szkoły poprzedzone zostało uroczystą Mszą Świętą w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Muli, a później „procesyjnie” ławki zostały przeniesione do szkoły.

Konto misyjne:

19 1020 4027 0000 1202 0424 2673

PKOBP Oddział 1 w Poznaniu

SWIFT: BPKOPLPW

 

 

 

www.misjemsf.pl
misjemsf@msf.opoka.org.pl

 

Prowincjalny Referat Misyjny MSF
ks. Wojciech Walczyna MSF

ul. Kołłątaja 80/82

05-402 Otwock-Świder

 

kom. +48 512 800 971