Ks. Stanisław Banasiński MSF wyjechał na misje do Papui Nowej Gwinei w 1989 roku, w pierwszej grupie Misjonarzy Świętej Rodziny. Obecnie posługuje w parafii Wniebowzięcia Matki Bożej w Kagua
Jaką rolę odgrywa kobieta papuaska? Czy kobiety pomagają misjonarzom?
Kobiety odpowiadają za liturgię, prowadzą katechezy, czasem przewodzą wspólnotom w wioskach. Pomagają i wspierają misjonarza w drodze do odległych wiosek. Przez jakiś czas duszpasterzowałem w parafii położonej w górskiej diecezji i prowincji Mendi. Teren jest bardzo rozległy i często korzystałem z samochodu. Są jednak wioski ukryte na wzgórzach lub w dolinach, gdzie trzeba iść przez górski busz nawet kilka lub kilkanaście godzin. I wtedy potrzebna jest pomoc, potrzebni są przewodnicy. Pewnego razu poprosiłem o pomoc miejscową młodzież. Zgłosiło się kilka dziewcząt i seminarzysta Gilbert, który zadeklarował, że będzie niósł mój plecak, w którym było wszystko to, co potrzebne jest do sprawowania Eucharystii i trochę cukierków, które chciałem rozdać z racji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. Droga była trudna. Aby łatwiej pokonywać ścieżki pełne błota, wiodące często przez bagna, przydał mi się kij w ręku. Czasami trzeba było wspinać się na strome góry. Idąc tam, myślałem o wielu sprawach, o ludziach, których spotkałem w życiu i starałem się modlić na różańcu. Po drodze spotkałem młodą matkę z dzieckiem na ręku. Okazało się, że idzie do szpitala, który znajduje się na terenie innej misji katolickiej i oddalony jest o kilkanaście kilometrów (kilka godzin pieszo). W dalszej części naszej wędrówki należało się wspiąć na ścianę góry Lima, która ma ok. 60 stopni nachylenia! Trzeba się było „zaprzeć samego siebie”, aby zdobyć tę ścianę. Na szczycie góry z radością odmówiliśmy dziesiątkę różańca i poczęstowałem wszystkich miętowym cukierkiem. Ruszyliśmy dalej, tym razem schodziliśmy z góry. Wkrótce usłyszeliśmy radosny śpiew kobiet i grającej młodzieży oczekującej na przybycie księdza. Kiedy wszedłem do kościoła, zbudowanego dzięki inicjatywie hinduiskiego kapucyna, Francusa Thomasa, zobaczyłem tańczące kobiety. Był to radosny taniec na uwielbienie Boga. Pomyślałem wówczas: ile w tych kobietach drzemie energii i ukrytej mocy, że żyjąc na co dzień w trudnym terenie, potrafią tak eksplodować radością życia. Angażują się w miejscowy Kościół, który jest ich wspólnotą. Po spowiedzi i mszy świętej miało miejsce błogosławieństwo domów, z których kilka było udekorowanych kwiatami. W przeważającej większości domy były podobne do „szopy z Betlejem”, w której narodził się nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. W drodze powrotnej spotkaliśmy matkę z dzieckiem, którzy wracali ze szpitala. Na dość powszechną chorobę scabies medycyna tutaj słabo pomaga. Kobieta z dzieckiem na ręku zaczęła wspinać się po stromej ścianie, by dotrzeć do domu, aby dotrzeć do domu i zająć się codziennymi obowiązkami matki.
Doświadczenia tego dnia przypomniały mi losy wielu wcześniej spotkanych kobiet w górskich rejonach Papui Nowej Gwinei.
Teresa, pochodząca z prowincji Milne Bay. Wyszła za mąż za nauczyciela szkoły średniej ze swoich rodzinnych stron. Po osiedleniu się w górach mąż wziął sobie z czasem trzy kolejne „żony”. Z Teresą nie miał ślubu kościelnego, więc ona nie mogła przystępować do Komunii Świętej. Znosiła ten krzyż z pokorą, uczestnicząc w życiu parafii i uczęszczając regularnie do kościoła. Pewnego dnia zostałem wezwany przez Teresę do jej chorego męża, który był w szpitalu z objawami zawału serca. Udzieliłem sakramentu namaszczenia chorych. Niebawem został przewieziony do innego szpitala, gdzie czekali na niego amerykańscy lekarze. Niestety ta droga była ostatnią w jego życiu. Przed mszą świętą jeden z ministrantów powiedział Teresie, że jej mąż został „otruty” przez kobiety, które domagały się od niego środków na utrzymanie dzieci, których był ojcem. Teresa do końca pozostała wierną żoną.
Linet. Wychowywała się w niekatolickiej rodzinie. Po wyjściu za mąż i ślubie w Kościele katolickim, Linet stała się żarliwą obrończynią wiary. Oboje jako nauczyciele przysłużyli się lokalnej wspólnocie katolickiej, zakładając w parafii pe. Św. Klary w Ialibu podwaliny pod działalność Legionu Maryi, maryjnych wspólnot, które bardzo prężnie rozwijały się w Papui Nowej Gwinei w latach 90. XX wieku. Obecnie liczba członków Legionu Maryi wynosi tutaj ponad 23 tysiące. Z czasem w życie Linet wkradły się trudne dni małżeńskiego dramatu. Trwało to kilka lat. Mąż poszedł w politykę i przy jego boku pojawiła się druga kobieta. Dla Linet codzienność nie była łatwa, tym bardziej że mąż, po czasie sukcesów politycznych, musiał ustąpić miejsca innym, ale nie wrócił do żony. Linet, mimo swoich zawodowych i rodzinnych obowiązków, zawsze znajdowała czas na działalność w Legionie Maryi. Swoje kryzysy i problemy starała się powierzać Chrystusowi. Przyszedł niestety kolejny cios. Po wypadku samochodowym najstarszy syn został sparaliżowany. Ona, jako wierna matka, czuwała przy nim przez kilkanaście tygodni. Niestety syn zmarł. Ona w tym czasie straciła pensję w szkole. Śmierć syna spowodowała jednak zwrot w życiu męża Linet. Po 20 latach zaczął myśleć o powrocie do rodziny. Późno? Dla Boga nigdy nie jest za późno. Linet swoim niesieniem krzyża i cierpliwością, jak Penelopa w „Odysei”, czeka na chwilę, aby móc powitać na stałe swojego „marnotrawnego” męża.
Warto też wspomnieć o pewnej kobiecie i matce z parafii Kup w diecezji Chimbu. Ona także była członkinią Legionu Maryi. Pewnego dnia została niesłusznie oskarżona o czary, przez które miała zginąć w wypadku pewna wpływowa osoba. Owa kobieta posądzona o posiadania złego ducha, tzw. sangumy, niestety nie znalazła litości w oczach ukrytych „sędziów” ze swojego szczepu. Usłyszała wyrok śmierci przez spalenie przy drzewie. Próbował ratować ją syn. Jednak kobieta odmówiła mówiąc mu: „Ja wierzę w Jezusa Chrystusa, ufam w pomoc Maryi, którą kocham i przyjmuję ten niesprawiedliwy wyrok, jako zadośćuczynienie za grzechy naszego szczepu”. Jacyś szaleńscy wyrok wykonali. W krótkim czasie pojawiła się policja. Torturowanej kobiety nie uratowali. Ufamy, że Pan Bóg przyjął jej ofiarę życia. Tutaj trzeba zaznaczyć, że w ostatnich latach są podejmowane wspólne wysiłki Kościoła katolickiego i lokalnych rządów w walce z przejawami przemocy wobec kobiet.
To kilka historii kobiet-matek. Jako misjonarze widzimy, jak wiele kobiet pod Krzyżem Południa poznaje Chrystusa i karmi się Jego Ciałem. Jak wiele z nich pokochało Niewiastę z Nazaretu - Maryję, i razem z Nią, działają w szeregach różnych grup maryjnych i różańcowych. Idą w różne pokolenia i szczepy jako apostołki, niosąc Nadzieję - Chrystusa, szczególnie tam, gdzie brakuje kapłana. Widać, jak zmienia się ich rola w społeczeństwie, dowartościowując w ten sposób ich godność.
ul. Kołłątaja 80/82
05-402 Otwock-Świder
kom. +48 512 800 971